Hejka!
chyba się popsułam i nie umiem już chudnąć 😂 Męczę się z tym 59 kg już prawie 2 tygodnie i nie chce być mniej. Wydaje mi się, że to taka odpowiednia waga do mojego wzrostu i najlepsza dla organizmu, dlatego trudno ją przełamać. Jem w miarę normalnie, zazwyczaj mieszczę się w przedziale między 500 a 900 kcal, co może się wydawać dużo przy wcześniejszych 300, ale aktualnie czuję się o wiele lepiej fizycznie. Może problemem jest brak regularności, którą ostatnio ciężko mi było zastosować, gdyż byłam zabiegana. Odkąd wróciłam ze Szwajcarii, zaczęłam intensywnie szukać pracy/ stażu i zastanawiać się nad moją przyszłością zawodową. Zapragnęłam pójść na studia podyplomowe (szok) i ogarnęłam dofinansowanie z urzędu pracy (jeszcze większy szok). Wymagało to trochę formalności, papierologii, siedzenia na telefonie, ale się udało! Nadal nie do końca w to wierzę, ale od października zaczynam podyplomówkę z... uwaga: PSYCHODIETETYKI! Możecie się śmiać, pukać w głowę, ale cóż...- tak wyszło. I w sumie nie chcę się przejmować tym, że sama nie mam zdrowej relacji z jedzeniem, więc jak mogę pomagać innym. Wszystko można przekłuć na zaletę i właśnie tak do tego podchodzę - moje doświadczenia pomogą mi zrozumieć innych. Podsumowując - jest tym mega podekscytowana!
Co do mojej pierwszej konsultacji psychologicznej - chyba nie było tragicznie, ponieważ klient umówił się ze mną na kolejną, dlatego sporo czasu spędzam teraz na dokształcaniu się.
Wracając do odchudzania - być może zdecyduję się na jakąś konkretną dietę po weekendzie, zastanawiam się nad ryżową. Może wrócę do IF. Dam znać jak coś postanowię. Na pewno nie chcę schodzić znowu na niższą kalorykę, ale trochę się boję, że nie wytrzymam frustracji i zacznę znowu ograniczać
i ograniczać.
Trzymajcie się zdrowo!