poniedziałek, 31 maja 2021

#19 SZCZĘŚCIE

 Witajcie Perełki! 

Przeżyłam imprezę lepiej niż się spodziewałam. Nawet nie musiałam się tłumaczyć z tego, że nie jem torta - robiłam za kelnerkę, więc zanim wszystkim rozniosłam to za chwilę już zbierałam brudne talerzyki. I o dziwo nawet nie miałam na niego ochoty. W sobotę przez cały dzień zjadłam tylko kilka plasterków szynki, kiełbasy i trochę arbuza. Także bilans był mega niski, ale dobiłam te kalorie płynami - 2 x gin z tonikiem, 1x wódka z sokiem jabłkowym i 2 lub 3 razy wódka z sokiem pomarańczowym. Spaliłam około 300 kcal i zrobiłam tylko 50 brzuszków. 

Waga w niedzielę rano pokazała 64,4 kg!!! Szok i niedowierzanie! I tutaj przyznam, że już miałam delikatną ochotę na torta, ale jednak się powstrzymałam i właściwie do wieczora mój bilans był poniżej 200 kcal. ALE, gdy wróciliśmy do domu czekało mnie rozwiązywanie zagadek
i szukanie wskazówek po całym mieszkaniu a na mecie - ZARĘCZYNY! 👫💍💏 

Na szczęście mój chłopak, teraz już Narzeczony miał przygotowane sushi, które jest raczej niskokaloryczne. Choć i tak wczoraj wieczorem nie przejmowałam się kaloriami i nie przejmuję się tym, że dziś na wadze zobaczyłam 64,9kg, ponieważ jestem najszczęśliwszą dziewczyną na Ziemi! 💖😍W odniesieniu do ostatniego posta to trochę zabawne - pociski mojej mamy na temat mojego związku - była bardzo zaskoczona. 

Za dwa dni okres. A po okresie mierzenie. 

Trzymajcie się! 😇

sobota, 29 maja 2021

#18 matka

 Cześć! 

Dzisiaj chciałam się Wam trochę pochwalić i trochę pożalić. A jak! Powiedzmy, że to równowaga w przyrodzie 😎 

Otóż, wczoraj miałam piękny bilans (zwłaszcza tę część spalonych kalorii). 

dzień XXIII (piątek) - 360kcal/ 650kcal 

waga: 65,1 kg 

Co prawda waga stoi w miejscu od trzech dni, ale za 4 dni mam mieć okres, więc fakt, że nie wzrasta uważam za sukces. I po cichu liczę, że po okresie nastąpi większy spadek. A co do tego chwalenia się: około 600 kcal wyrobiłam na chodzeniu - aplikacja pokazuje, że zrobiłam ponad 15 tyś kroków (10 km) - już nie pamiętam kiedy tyle chodziłam! I jeszcze jedno - zaczęłam robić brzuszki - wiem, że nie spalają one zbyt wiele kalorii, ale chciałabym sobie zrobić takie wyzwanie, np. przez miesiąc i zobaczyć czy będą jakiekolwiek efekty. Na jedną serię przypisałam 50 brzuszków
z przerwami pomiędzy (kilkanaście sekund): 20/15/10/5 - a takich serii zrobiłam wczoraj 4! Co daje 200 brzuszków 😱💥 Tak, mam dziś zakwasy 😅

A teraz żale. Jestem z moją mamą pod jednym dachem od czwartkowego wieczoru i tak bardzo się cieszę, że już z nią nie mieszkam i jutro wrócę do "siebie". Ogólnie kontakty z matką mam niby dobre, fajne, luzackie, ale bardzo powierzchowne. Co prawda nigdy nie prowadziłyśmy "otwartej wojny", nie było kłótni czy krzyków, ale już od dobrych kilku lat mam wrażenie, że prowadzimy jakiegoś rodzaju "cichą wojnę". Nie wiem do końca jak mam to nazwać i czy mnie zrozumiecie. Po prostu czuję, że w jakimś stopniu (chorym stopniu xd) rywalizujemy ze sobą? dyplomatycznie się hejtujemy? Chociaż mam wrażenie, że jednak moja mama robi to często wprost. I wiem, że to co teraz napiszę, może niektórym z Was wydać się bez znaczenia, bo większość z Nas ma w jakiś sposób poryte relacje z matką czy ogólnie rodzicami, ale mnie to dotyka. Do rzeczy. Moja mama na pewno wie, że chciałabym być chudsza, a nawet jeśli nie, to obie wiemy, że ona by chciała abym była chudsza. Teksty w stylu "Nie powinnaś tego jeść", "Tobie już wystarczy", "Nie jedz tyle słodyczy", "Co Ty się tak obżerasz?", "Chyba przytyłaś", "Coś Ci się uda spasły", "Tak Cię wzdęło czy masz taki gruby brzuch?", "Ruszaj się więcej, bo będziesz gruba i znowu wpadniesz
w depresję" są na porządku dziennym. I ja zazwyczaj po takich słowach, rzuconych niby od niechcenia uciekałam w napady i jadłam jeszcze więcej. Aż do granicy, w której przechodzę na dietę i przestaję jeść. Co prawda nie powiedziałam mojej mamie, że się odchudzam, bo nie chce mi się słuchać jej komentarzy na ten temat, ale wydaje mi się, że może się domyślać, widząc, że prawie nie jem, nie pije piwa ani kolorowych napojów tylko wodę
i odmawiam placków, którymi ona się zajada. Dzisiaj zmierzyła mnie wzrokiem i powiedziała: "Urosły Ci boczki, musisz zacząć robić skłony",
a wczoraj zaczęła mówić o tym, jak to ona schudła (akurat to fakt - waży 56 kg) i że musi więcej jeść - i to wszystko jedząc dwa duże kawałki ciasta.
I chodzi o to, że ja jestem pewna, że to było po to, abym poczuła się gorsza, abym jej pozazdrościła. Do repertuaru o tym, że się spasłam dołączają również teksty o tym, że jestem beznadziejną panią domu i ogólnie dziewczyną dla mojego chłopaka. Nie jest tajemnicą, że za jakiś czas mój chłop planuje oświadczyny i praktycznie za każdym razem jak jestem
w domu, wysłuchuję litanii o tym jak ona się mu dziwi. Dzisiaj, gdy byłyśmy na spacerze z psem w lesie znowu produkowała się na temat tego, że się dziwi, że on mnie chce, skoro ja nie gotuję, nie sprzątam (akurat co do sprzątania to się myli) i ogólnie co ze mnie za KOBIETA? Właściwie mówiła do moich pleców, bo ja nie komentując tego wystrzeliłam do przodu, aby nie odpowiedzieć jej żeby się zamknęła. Podsumowała to tak, że może teraz mój chłopak przymyka na to oko, ale za jakiś czas zobaczy i się nie będzie chciał żenić. PROSTE, CO NIE? Spędzając z nią za dużo czasu czuję się jak najgorszy nieudacznik świata. 


Wybaczcie, ale musiałam gdzieś to wyrzygać. 

Co do diety - to dziś 6 dzień IF - już się przyzwyczaiłam. Mój bilans na dziś wynosi na razie 0 kcal. Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, wsparcie
i rady pod poprzednim postem!💖Jestem przekonana, że bez Was nie byłabym w tym miejscu, do którego już udało mi się dojść!


Trzymajcie się chudo i wytrwale!💓

czwartek, 27 maja 2021

#17 brzuch jak balon

 Hejka! 

                     zjedzone kcal/ spalone kcal

poniedziałek -     380/ 400 

        wtorek -      465/ 500

    środa -     265/ - 

dzisiejsza waga: 65, 1 kg


Mam wrażenie, że ciągle jestem w jakimś błędnym kole i wszystko robię źle. W niedzielę rano ważyłam 65,2 kg i pozwoliłam sobie na około 1000 kcal - na następny dzień było 65,8 kg i dopiero dzisiaj udało mi się wrócić do wagi sprzed 4 dni... Niby jeden dzień nic nie zmienia, ale jestem zła, gdy myślę, że mogłam już ważyć poniżej 65 kg, gdybym sobie wtedy nie poluzowała. Zwłaszcza, że moim celem było 64 kg do końca maja. I to miał być taki łatwy cel. 

Dzisiaj mija dokładnie 3 tygodnie mojego odchudzania. Od 70,8 kg do 65,1 kg. Ponad 5 kg w trzy tygodnie. Wydaje się sporo, ale około 3 kg poleciały mi w pierwszym tygodniu. Mój chłopak powiedział mi kilka dni temu, że już widzi różnicę, ale ja nadal nie. I ciągle mam wydęty brzuch, jakbym była
w ciąży. Macie jakieś sposoby na ten balon w brzuchu? 😞

Trzymam się w diecie IF, choć czuję się trochę dziwnie i jem mniej niż wcześniej. 

I ostatnia sprawa, która spędza mi sen z powiek od początku tygodnia. Moja babcia robi w sobotę imprezę urodzinową. Mnóstwo żarcia i oczywiście tort. Nie wiem jak to przetrwam. Nie pojawienie się nie wchodzi w grę - zwłaszcza, że od jutra będę pomagać w przygotowaniach. Nie boję się tego, że rzucę się na jedzenie. Myślę, że spokojnie dałabym radę nic nie tknąć, ALE ten nieszczęsny tort jawi mi się jako największe niebezpieczeństwo. Boję się, że gdy go zjem to wtedy nie będę już mieć kontroli i popłynę. Jak się od niego wymigać jednocześnie nie wzbudzając podejrzeń? 🙉

Plusy tego tygodnia: zamówiłam w końcu wagę kuchenną (różową!😍)

i za chwilę idę odebrać ją z paczkomatu. 


Trzymajcie się chudo Perełki!

poniedziałek, 24 maja 2021

#16 emocjonalny rollercoester

Witajcie po weekendzie!  

Jakoś w weekend nie jest mi po drodze z pisaniem - a tym razem praktycznie całe dwa dni spędziliśmy w domu rodzinnym mojego chłopaka. Jestem na bieżąco z Waszymi blogami, ale ciężko mi się przelogowywać
w telefonie, więc dopiero dziś zabiorę się za komentowanie 😊

Zacznę może od tego, że wbrew moim obawom, bilanse u mojej mamy miałam całkiem przyzwoite (czwartek- 620 kcal, piątek: 505 kcal). Miałam jednak kryzys emocjonalny po powrocie do siebie. Ogólnie cały zeszły tydzień byłam mega rozdrażniona i bardzo niestabilna. Co prawda, niby miałam tego świadomość i moja terapeutka też mnie przed tym ostrzegała - nawet uprzedziłam chłopaka, że będę mieć większe wahania nastroju, ale stwierdził, że to nic nowego 😅 Odczułam mocno tę zwiększoną drażliwość. Można było mnie zirytować dosłownie wszystkim, a będąc sama ze sobą - na przemian czułam nieopisaną radość i motywację z dogłębnym smutkiem, pustką i frustracją. Apogeum miało miejsce, gdy mój Niuniek zajadał pizzę
w piątek o 20:30 - poryczałam się jak dziecko z bezsilności i z bliżej nieokreślonej przyczyny 😅 (pizzy oczywiście nie tknęłam)

W sobotę waga pokazała w końcu poniżej 66 kg, których już miałam dość. 

dzień XVII - 290 kcal

waga: 65,9 kg

dzień XVIII - około 1000 kcal 

waga: 65,2 kg 

Tłumacząc tę różnicę - w sobotę miał być grill, więc praktycznie nic nie jadłam, aby mieć miejsce na kiełbasę 😁Niestety pogoda pokrzyżowała plany (zostałam z najniższym bilansem od początku diety) i grill odbył się
w niedzielę, a wieczorem wskoczył jeszcze mały kebs, który sprawił, że skończyłam z kolei z najwyższym bilansem. Mimo wszystko nie żałuję, ponieważ od trzech dni nie mogłam się wypróżnić, więc potrzebowałam takiego cheat day, aby ruszyć metabolizm. 

I już ostatnia informacja! Próbuję z dietą IF w wymiarze 18/6. Okienko na jedzenie ustaliłam sobie między 12 a 18. Na początek przez tydzień, aby się w tym rozeznać. Na dziś zaplanowałam spożycie około 400 kcal w owym okienku. Nadrabiam też picie wody, ponieważ przez weekend mało piłam
i czuję się taka wysuszona. 

Dzisiejsza waga z rana: 65,8 kg, ale dzięki Wam podchodzę do tego ze spokojem - zatrzymało mi się trochę wody w organizmie no i ta treść żołądkowa. 

Trzymajcie się chudo! 💙

czwartek, 20 maja 2021

#15 Zapach chleba

 Hejka! 

Dziś i jutro jestem w domu rodzinnym. Co na mnie czekało? 


A co zjadłam? 


Czy było mi szkoda? Trochę. Czy jestem z siebie dumna? O tak! Pewnie nic by się nie stało, gdybym poczęstowała się jednym cukieraskiem - zwłaszcza, że akurat te bardzo lubię, ale to wciąż nie ten etap kontroli. Gdybym wzięła jednego - zjadłabym wszystkie. A ogórki kiszone to super sprawa! 😋

wczorajszy bilans (kalorie zjedzone/ kalorie spalone): 
dzień XIV - 310/150 kcal
waga: 66,6 kg

dzisiejszy bilans: 
dzień XV - 620/ 400 kcal
waga: 66,3 kg 

Przyznaję, że wczoraj przycisnęłam się z kaloriami, ponieważ obawiałam się obiadu u mamy, ale dzisiejsze 620 kcal nie jest złe z czego 450 kcal to ten nieszczęsny obiad (być może nawet zawyżyłam). Oby jutro też udało mi się prześlizgnąć i oszczędzać kalorie. 

Poza tym moja mama piekła dziś chleby. Wciąż ich zapach roznosi się po całym domu, a ja się nim zaciągam. Średnio się dziś czuję fizycznie, więc spróbuję położyć się wcześniej spać. 


Trzymajcie się ciepło! 💖


środa, 19 maja 2021

#14 O diecie słów kilka

 Hej! 

Godzina 13: 30 a ja rozpoczynam śniadanie. 👍

Trochę zazdroszczę każdemu, kto potrafi wytrwać w konkretnej diecie. Dla mnie jawi się to jako mission impossible. Jeden jedyny raz udało mi się przejść przez dietę dr Ewy Dąbrowskiej, zwaną też postem Daniela -
i właśnie tak do niej podeszłam, jak do postu, motywację miałam wtedy bardziej duchową, więc pewnie dlatego się udało. Poza tym niezliczoną ilość razy próbowałam odchudzać się zdrowo, ograniczać zbędne kalorie
a przyswajać wartościowe produkty o wyznaczonych porach dnia. Zazwyczaj nie trwało to dłużej niż tydzień (a to i tak dobry wynik). 

Prawdopodobnie to kwestia osobowości, a w moim przypadku jej zburzenia. Chociaż w wielu sferach życia mój borderline jest oswojony i wyważony, to jeśli chodzi o dietę moje myślenie jest tak czarno białe jak posadzka
w kościele i nie da się go ruszyć. Dlatego kierując się dewizą "wszystko albo nic" o wiele łatwiej jest mi nie jeść, trzymać się 400/500 czy 800 kcal niż zjeść, np. jeden kawałek pizzy czy jedno ciastko.
 

A więc do rzeczy, nie jestem na żadnej konkretnej diecie, ale mam oczywiście kilka reguł: 

1. Żadnych słodyczy - przynajmniej do czasu aż nie poczuje kontroli.

2. Żadnych kolorowych czy gazowanych napojów. 

3. Żadnego jedzenia po godzinie 18:30. 

4. Picie herbat na odchudzanie/ oczyszczanie. 

5. Minimum 1,5 l czystej (lub z cytryną) wody dziennie. 

6. Żadnego piwa  ;c

7. Maksimum 700/800 kcal dziennie - to chyba powinien być punkt 1😅

Nie jest tego dużo, jest to taki szkielet zasad, ale na ten moment naprawdę nie mam więcej.


Dziękuję za wszelkie słowa wsparcia w komentarzach < 3

Trzymajcie się chudo! <3

wtorek, 18 maja 2021

#13 z cyklu: cykl menstruacyjny

 Hej, 

Najpierw odpowiem na pytanie Roxanne i wyjaśnię zapis moich bilansów: są to zjedzone kalorie/ spalone kalorie. Nawet sobie nie wyznaczam teraz limitu kalorii, ponieważ trzymam się niskich bilansów i mam po prostu w głowie, żeby nie przekraczać 500/600 dziennie. 

Wczorajszy bilans: 

dzień XII - 375/450 kcal

dzisiejsza waga: 66,8 kg😡😡😢

Nie wiem, dlaczego tak wyszło... Piłam dużo wody wczoraj i herbatki ziołowe (nawet kupiłam pokrzywę z mango, bo widziałam, że któraś z Was polecała na wodę w organizmie) a mimo wszystko waga pokazuje więcej tej wody... no i waga ciała o 400 gr więcej niz wczoraj!

*** 

No dobra, jestem właśnie po terapii i jednak martwiłam się na zapas. Może słaba ze mnie kobieta, bo nie bardzo znam się na cyklu menstruacyjnym - co, jak i kiedy - ale właśnie się dowiedziałam (i potwierdziłam info w necie), że  już w połowie cyklu waga wzrasta. Przyznaję się - myślałam, że wzrost wagi to tylko przed samym okresem, ale fakt, że już w połowie waga może
z dnia na dzień skoczyć jest dla mnie bardzo pokrzepiający, bo właśnie
w tym punkcie jestem. 

Mój stan emocjonalny zmienił się od wczoraj diametralnie - dziś jestem mega pozytywnie nastawiona i szczęśliwa, jakbym fruwała nad ziemią (ach borderlove<3). Wczoraj popołudniu poszliśmy z chłopakiem na zakupy do eklerka i spędziłam sporo czasu w poszukiwaniu rzeczy niskokalorycznych, ale smacznych żebym czuła się spełniona. Kupiłam sushi, warzywa na patelnie różnego rodzaju oraz suche pieczywo (19 kcal jedna kromka!), herbatę lipton -pokrzywa z mango, serek biały i pomidorki. 

Dziękuję za pokrzepiające komentarze pod poprzednim postem <3 Rozważam cheat meal, ponieważ cheat day to zbyt duże ryzyko jak dla mnie. 


Trzymajcie się Perełki! <3

poniedziałek, 17 maja 2021

#12 tylko pić, jeść, spać

 Hej! 

Nie było mnie tu w weekend, ale już nadrobiłam Wasze blogi. I chciałam Wam powiedzieć, że jesteście naprawdę bardzo motywującą społecznością! 💓

Co do moich wymiarów, a konkretnie policzków 😅 Wiem, że to dość nietypowe, też nie spotkałam się z tym, żeby ktoś je mierzył. U mnie wynika to chyba z tego, że mam okrągłą, pulchną (wrrr) twarz i wyglądam jak kula do kręgli, co zawsze było moim kompleksem (podsycanym zresztą przez mamę, ale o tym może kiedyś). I zdaję sobie sprawę, że nie będę osobą
o bardzo szczupłej twarzy, której widać kości policzkowe, ale mimo wszystko te policzki są na podium miejsc, z których najbardziej chcę schudnąć. 


Weekendowe bilanse (piątek - niedziela) 

dzień IX - 66,9 kg, 708/340 kcal 

dzień X - 66,7 kg, 430/170 kcal 

dzień XI - 66,4 kg, 580/100 kcal

Jak widać mój weekend był leniwy. Ogólnie wpadłam teraz w taką dziwną fazę - nic mi się nie chce i coraz dłużej śpię... Dziś wstałam przed 12,
a poszłam spać około północy. Przez to jestem taką rozespaną kluchą. Nie pierwszy raz - higiena snu to rzecz, którą najtrudniej mi okiełznać i która mocno na mnie wpływa. I wychodzi na to, że to przez nową dietę. Przed odchudzaniem zajmowałam się rysowaniem, miałam trochę zamówień,
a jeśli nie to rysowałam dla siebie. Teraz po prostu mi się nie chce i nie mogę się przemóc. Coś za coś. Plusem jest to, że nadrabiam zaległości
w czytaniu. 

Dzisiaj waga pokazuje tyle samo co wczoraj, ale jeśli wierzyć dodatkowym funkcjom to wzrosła mi procentowa zawartość wody w organizmie. Dlatego postanowiłam, że zacznę pić minimum 1,5l czystej wody dziennie. 

Na tym powinnam zakończyć ten post, bo dalej mam ochotę tylko narzekać
i żalić się. Chciałabym ćwiczyć, ale nie wiem jak się za to zabrać... Nie wiem jak dopasować coś do siebie - nawet ćwiczenia dla początkujących sprawiają mi trudność. Nienawidzę swojego ciała. I mam coraz większą ochotę na obżarcie się. Przez te dwa tygodnie jem takie posiłki bez wyrazu
i już tęsknię za niezdrowym, kalorycznym żarciem. Niby waga spada, ale nic po sobie nie widzę i mnie to frustruje. Wszystko dziś widzę w czarnych barwach, więc z góry przepraszam za tę notkę. 

*zdjęcia mają mi pomóc w motywacji


Trzymajcie się chudo i wytrwale! :*

piątek, 14 maja 2021

#11 Podsumowanie I tygodnia

 Hej! 

Zdecydowałam się wstawić podsumowanie, choć odzew co do tego był kiepski, ale Koktajlowa ma rację - to zależy ode mnie, dzięki 😀 Jednak daruje sobie wypisywanie tego co jadłam, bo byłoby tego za dużo w jednym poście. Zapiszę wymiary, kolejne dni, wagę oraz kalorie (zjedzone/spalone)

start: 6 maja - ok. 70 kg

koniec: 13 maja - 67,2 kg

początkowe BMI: 25,4 - nadwaga

aktualne BMI: 24, 31 - prawidłowe

WYMIARY (7 maja): 

- policzki - 47 cm

- szyja - 37 cm

- klatka piersiowa - 92 cm

- ramię - 32 cm

- talia - 78 cm 

- brzuch - 98 cm 

- biodra - 104 cm

- udo (I) - 63 cm

- udo (II) - 45 cm (nad kolanem) 

- łydka - 39 cm

Strasznie wstydzę się tych wymiarów. Nawet bardziej niż wagi... Nigdy jeszcze nie byłam tak ogromna! Następne wymiary 7 czerwca.

dzień I - 70,8 kg, 550/350 kcal

dzień II - 69,3 kg, 688/260 kcal

dzień III - 68,8 kg, 724/450 kcal

dzień IV - 68,4 kg, 750/300 kcal

dzień V - 68,5 kg, 416/390 kcal

dzień VI - 68,2 kg, 465/330 kcal

dzień VII - 67,6 kg, 425/120 kcal

dzień VIII - 67,2 kg, 643/180 kcal

zjedzone kalorie: 4661 kcal

spalone kalorie: 2380 kcal


Tak jak pisałam w poprzednim poście: cel do końca maja to 64 kg - myślę, że nie jest wygórowany, a lepiej dla mojej motywacji jeśli pozytywnie się zaskoczę niż jeśli miałoby się nie udać. Raczej pozostanę przy podobnych bilansach kalorycznych, natomiast chciałabym więcej kalorii spalać.

Dziękuję, że jesteście! 😘💖

czwartek, 13 maja 2021

#10 Obiadek u mamy

Witajcie! 


Chciałam Wam powiedzieć, że bardzo mi miło, że do mnie wpadacie, czytacie i nawet zostawiacie po sobie ślad! Dziękuję 😍  Jest mi też raźniej, że nie tylko ja dałam się oszukać wadze - okazuje się, że bywa to złośliwa rzecz, która potrzebuje idealnie płaskiej powierzchni, aby mówić prawdę 😂

Szczepionka rzeczywiście nie bolała, właściwie do końca wczorajszego dnia czułam się dobrze - ręka zaczęła boleć przed spaniem. Mimo wszystko się oszczędzam (Pani poleciła przez trzy dni powstrzymać się od ćwiczeń fizycznych ;/), także bilans spalonych kalorii wczoraj słaby i dziś nie będzie lepiej. 

Wczorajszy dzień w liczbach: 

bilans zjedzonych kalorii: 450 kcal

bilans spalonych kalorii: 120 kcal 

dzisiejsza waga: 67,2 kg

Dzisiaj musiałam pojechać do domu rodzinnego. Zaspałam. Wyszłam z łóżka o 10:55 a z domu o 11:02 - dobry wyniki, dzięki któremu zdążyłam na autobus. Tyle, że... od rana jest mi bardzo niedobrze i słabo. Przed wyjściem wrzuciłam w siebie pół belvitki (25kcal) oraz 3 małe pomidorki koktajlowe (10 kcal)
a w autobusie zjadłam jogurt (158 kcal) co daje mi prawie 200 kcal na samo śniadanie. Źle. Bardzo źle. A ponieważ jestem w domu rodzinnym to czeka mnie za chwilę obiad - klopsiki i ziemniaki z marchewką. Nie wiem jak mam to obliczyć i wydaje mi się, że ten dzień to będzie jakaś bomba kaloryczna
w porównaniu do ostatnich dni 😢  

Jak sobie radzicie w takich sytuacjach, gdy nie macie wpływu na to, co zjecie
i nie wiecie jak policzyć kalorie? Mam na myśli obiadki u mamy, których nie da się uniknąć nie wzbudzając podejrzeń czy jakieś wyjścia do znajomych itp. Mnie to bardzo męczy psychicznie i przeraża. HELP

Edit: PIERWSZY TYDZIEŃ ZA MNĄ! BEZ POTKNIĘĆ <3 Tak się zastanawiam, czy chciałybyście/chcielibyście podsumowanie tego tygodnia?
Z kaloriami i tym co jadłam oraz wymiarami z początku? Zaczynałam z 70 kg
z haczkiem (70,8kg), ale pierwszego dnia ważyłam się po południu. Tydzień kończę z 67,2kg. 

Teraz nie robię już planu na tydzień (ten był taki zapoznawczy) lecz do końca maja. Cel: 64 kg 

Trzymajcie się chudo i zdrowo! <3

środa, 12 maja 2021

#9 Anegdotka

 Witajcie! 


Wczorajszy dzień w liczbach:

Zjedzone kalorie: 465 kcal

Spalone kalorie: 330 kcal 

Dzisiejsza waga: 67,6 kg


Chciałam Wam opowiedzieć anegdotkę, która doskonale opisuje mój debilizm (zdarza mi się). A więc, kupiłam sobie wagę - pierwszy raz w życiu mam własną. Trochę zmusiła mnie do tego sytuacja, gdyż zawsze ważyłam się w domu rodzinnym, ale od jakiegoś czasu mieszkam z chłopakiem i nie mieliśmy takiego luksusu jakim jest waga. Szarpnęłam się i zainwestowałam w taką, która pokazuje skład ciała (procentową zawartość wody, tłuszczu, mięśni, itp.) - co prawda nie jest to rzecz z wysokiej półki, więc być może i te pomiary są średnio dokładne. Ale DO RZECZY! Wybraliśmy wagę z paczkomatu, ucieszona szłam, aby jak najszybciej ją przetestować, mimo, że był wieczór. Rozpakowaliśmy - czarna piękność, nic tylko wskakiwać. I położyłam ją na puchatym, mięciutkim jak moje sadło dywaniku, na którym bosa stopa dostaje niemal orgazmu. Pomiar: 63,5 kg. Jestem do tego stopnia przypałowcem, że przez chwilę nawet rozważałam możliwość, że poczciwa waga mojej mamy źle działała😂 Jednak wykazałam się wspaniałomyślnością i przestawiłam ją na twarde podłoże. Taaa, reszty się pewnie domyślacie. Do 63 kg jeszcze daleko, ale dzisiejsza waga przyjemnie mnie zaskoczyła. 

Dla ciekawych mojego życia wewnętrznego (dosłownie!) - wypróżniłam się wczoraj i nawet dzisiaj przed ważeniem!😍 Może to efekt herbatki oczyszczającej, którą wczoraj kupiłam i namiętnie zaczęłam pić.


Za niedługo idę na szczepienie i nie ukrywam, że się boję. Czego? Że będzie bolało😂 Trzymajcie za mnie kciukasy 🙊🙉

I trzymajcie się chudo i wytrwale! 😘

wtorek, 11 maja 2021

#8 Psychoterapia

 Hejka! 

 

Diety dzień VI --> 68, 2 kg 

Dzisiaj miałam sesję z psychoterapeutką, na której powiedziałam, że w końcu mi się udało! Jestem na diecie! Hurra! Ona jednak nie była tym tak zachwycona jak ja i uważa, że to nie dieta a głodówka. Mimo wszystko decyzja jest moja, a wszystko obmyśliłam sobie tak dobrze, że na każdy jej argument miałam swoje. Koniec końców odżywianie nie jest sednem mojej terapii, więc temat ten na razie uznałyśmy za odłożony, natomiast dostałam myśl do refleksji: "Czy moje restrykcje żywieniowe nie są formą autodestrukcji, z którą kiedyś byłam bardzo blisko i za którą czasami tęsknię?" Być może. Szczerze mówiąc niespecjalnie mnie to teraz interesuje, bo skupiam się na celu. Celem jest 55 kg. A drogę wybrałam taką, po której najłatwiej mi kroczyć. 

Wczoraj zjadłam około 450 kcal a około 400 kcal spaliłam. 

Ciągle frustruje mnie problem z wypróżnieniem, bo przez to wydaje mi się, że jestem cięższa. 

A co do samopoczucia - psychicznego i fizycznego - jest tak niesamowicie dobre, że jestem w szoku. Nie odczuwam na razie żadnych skutków drastycznego spadku kalorii. Nie mam takich objawów jak przy poprzedniej diecie - nie jest mi zimno, nie boli mnie głowa, nie robi mi się ciemno przed oczami. Praktycznie nie odczuwam głodu i nie burczy mi w brzuchu. Razem
z terapeutką doszłam do wniosku, że to skutek mojego pozytywnego nastawienie i ogromnej motywacji, która towarzyszy mi na ten moment. Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać bez tych negatywnych skutków, bo pamiętam, że kiedyś bardzo mi doskwierały. 


Trzymajcie się!

poniedziałek, 10 maja 2021

#7 Pierwsze trudności

 Hej! 

Dzisiaj rozpoczynam 5 dzień diety i niestety początek dnia jest słaby. Tak prezentowała się moja waga przez te dni: 

dzień I - 70 kg 

dzień II - 69,3 kg

dzień III - 68,8 kg 

dzień IV - 68,4 kg 

dzień V - 68,5 kg

Także dzisiaj zamiast mniej jest więcej! :/ Co prawda to tylko 100 gr i różne mogą być tego przyczyny, ale i tak jestem zła. Wydaje mi się, że ostatnim razem jakoś szybciej spadały te kilogramy, a przynajmniej na początku. No cóż, przez weekend jadłam po 700/750 kcal, więc trochę się tego spodziewałam. A po drugie zaczynam mieć problemz wypróżnieniami (jestem osobą co potrafi robić kupke kilka razy dziennie - sorry za te szczegóły - a od dwóch dni nic...), więc napiłam się trochę laktulozy, ale jeszcze nie zadziałała. 

Cel na dzisiejszy dzień: <650 kcal 


Trzymajcie się!

piątek, 7 maja 2021

#6 I am back

 Wróciłam! Chyba... Właściwie byłam tu sama ze sobą i szybko odpuściłam. 

Ten rok był baaaardzo intensywny! Zakończyłam MEGA toksyczną relację, która trwała 5 lat, schudłam z prawie 69 kg (grudzień) do 55 kg (maj) i się zakochałam. Jestem w szczęśliwym, stabilnym związku - chyba pierwszy raz w życiu. Aczkolwiek z tej radości znów się spasłam... Wróciłam do wagi sprzed odchudzania, ba! dobiłam nawet do 70 kg! Natomiast jeśli chodzi
o wymiary, przekroczyłam te sprzed roku, i to sporo :/ 

A więc. Wróciłam! 

Odchudzanie: dzień II

waga: 69,3