No hej!
Na pewno wiesz jak to jest dostać kosza, zostać porzuconym, rozstać się
z Miłością lub "miłością" swojego życia, - jeśli nie, to prawdopodobnie wszystko przed Tobą. Ja jestem właśnie w tym punkcie. Zakończyłam wczoraj swój długoletni związek z jedzeniem. Choć była to burzliwa miłość (nieraz zbyt pochłaniająca finansowo),- zawsze odwzajemniona, pełna zrozumienia i oddania. Czekała, słuchała, pocieszała i nie oceniała. Przyznaję, że był to bardzo zgodny team, czego nie mogę powiedzieć
o rozstaniu. Podjęłam decyzję i odeszłam, nie słuchając jak próbuje mnie zatrzymać.
z Miłością lub "miłością" swojego życia, - jeśli nie, to prawdopodobnie wszystko przed Tobą. Ja jestem właśnie w tym punkcie. Zakończyłam wczoraj swój długoletni związek z jedzeniem. Choć była to burzliwa miłość (nieraz zbyt pochłaniająca finansowo),- zawsze odwzajemniona, pełna zrozumienia i oddania. Czekała, słuchała, pocieszała i nie oceniała. Przyznaję, że był to bardzo zgodny team, czego nie mogę powiedzieć
o rozstaniu. Podjęłam decyzję i odeszłam, nie słuchając jak próbuje mnie zatrzymać.

Dzisiaj właśnie taka metafora zrodziła się i rozrosła w głowie. Czuję się jak po realnym rozstaniu z kimś/ czymś mega ważnym w życiu. Dotykają mnie wszystkie symptomy, które atakują po zerwaniu z ukochanym - chcę zadzwonić, lamentować, że zmieniłam zdanie, prosić by o wszystkim zapomniał i by było jak dawniej. Przed obiadem wypiłam szklankę wody, ale nijak nie sprawiło to poczucia sytości. Pewnie mam rozepchany żołądek
i musi minąć trochę czasu, aby się skurczył. Niemal cały dzień myślę
o jedzeniu, o tych szufladach w kuchni, które wypełnione są, - jak na złość po brzegi - rozmaitymi pysznościami. A ja żuję gumę i piję czerwoną herbatę. Nie potrafię ocenić ile dziennie kalorii dostarczałam do tej pory organizmowi, ale wiem, że od wczoraj ich ilość drastycznie spadła.
i musi minąć trochę czasu, aby się skurczył. Niemal cały dzień myślę
o jedzeniu, o tych szufladach w kuchni, które wypełnione są, - jak na złość po brzegi - rozmaitymi pysznościami. A ja żuję gumę i piję czerwoną herbatę. Nie potrafię ocenić ile dziennie kalorii dostarczałam do tej pory organizmowi, ale wiem, że od wczoraj ich ilość drastycznie spadła.
Mimo wszystko, choć nie potrafię przestać myśleć o mej utraconej miłości - jedzeniu, całkiem dobry mam dziś bilans:
śniadanie: kromka chleba z szynką (bez masła)
obiad: makaron z piersią z kurczaka (myślę, że jakoś 1/3 zwyczajowej porcji)
przekąska: jogurt o smaku kiwi
Nie jadłam jeszcze kolacji i być może będę w stanie powstrzymać się od niej. Jeśli nie, to pewnie zjem kromkę chleba z plasterkiem szynki lub bez. Najtrudniej będzie mi zrezygnować z wieczornego piwka i alkoholu ogólnie. Z chwilowej utraty świadomości, zmienionego myślenia...
Jeśli chodzi o moje wymiary i wagę: Myślę, że będę robić aktualizacje co niedzielę.
W tym tygodniu moja waga wahała się między 67 a 69 (:o). Ponieważ wczoraj byłam praktycznie na samych bananach i paluszkach dzisiaj rano było już lepiej. Moja wymarzona waga to poniżej 50, ale nie wiem czy jest to możliwe przy mojej budowie ciała i kościach. Cel jaki stawiam sobie do końca miesiąca to na pewno poniżej 65 kg.
I tydzień
wzrost: 166
waga: 66,1 kg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz