poniedziałek, 27 września 2021

#38 błędne koło bezużyteczności

Witajcie w poniedziałek, 

ostatnio coraz częściej dopada mnie uczucie marnotrawstwa. Myślenie o tym ile ciekawych, pożytecznych i kreatywnych rzeczy mogłabym robić a jednocześnie trwanie w byciu leniwą kluchą. Kiedyś przez jakieś 3 miesiące (słomiany zapał od zawsze) prowadziłam bullet journal, w którym mam m. in. cele na 2020 r. - jedyne co udało mi się odhaczyć to magisterka. Nie kontynuowałam nauki hiszpańskiego, nie nauczyłam się języka migowego, nie opanowałam podstaw kaligrafii, nie zaoszczędziłam pieniędzy - ba! wszystkie oszczędności wydałam po drodze. Jak tak na siebie patrzę to czuję przeogromną odrazę. Czuję się jak wielka letnia mucha, która została uwięziona i czasami ma zrywy walki, bzyczy i obija się o ściany, ale ostatecznie i tak jest skazana na śmierć. Od małego mama wmawiała mi, że mam słomiany zapał, więc nie ma sensu zapisywać mnie na jakiekolwiek zajęcia i chyba miała rację, bo jako "dorosła", bardziej decyzyjna osoba, wybieram aktywności, które po jakimś czasie porzucam. A wiecie co jest najgorsze? Że ja tak na serio angażuje się całą sobą w to COŚ. Weźmy na przykład naukę hiszpańskiego - oprócz tego, że nakupiłam sobie książek i przeróżnych materiałów, to zapracowałam sobie i pojechałam na dwa tygodnie na Teneryfę na kurs tego języka. Nie była to tania sprawa, więc możecie sobie wyobrazić, że moja motywacja była naprawdę duża - przez jakiś rok. Rysowanie i malowanie trzymało się mnie około 1,5 roku i tutaj, jakby to wszystko zliczyć to wydałam na materiały około 2/3 tysięcy (serio, jest to drogie hobby, zwłaszcza jeśli ma się problem z zakupoholizmem). Cud, że wytrwałam na 5-letnich studiach (pierwsze studia rzuciłam po pierwszym semestrze). Miewałam też krótsze "zrywy" - planowałam wyjazd na erasmusa, wyjazd jako au pair, lekcje baletu, lekcje gry na pianinie, wyjazd na misje/ wolontariat... Czy cokolwiek z tego zrobiłam? No cóż... A, jeszcze odkąd pamiętam marzy mi się napisanie książki, zaczynałam już kilka razy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę zwalić winy na osoby trzecie czy czynniki zewnętrzne. Każde zaniechane działanie i zmarnowany dzień jest tylko i wyłącznie moją winą i mam tego świadomość. Choć dobrze znam to uczucie, tę frustrację, ciężko mi sobie z nią poradzić i zawsze przy tego typu rozmyślaniach wkracza mój border i chcę umrzeć, zniknąć itd. 😂 To taki śmiech przez łzy, wiem, że tak naprawdę nie chcę umierać, nie jestem w epizodzie depresyjnym, kilka dni temu miałam najwspanialsze urodziny w życiu, jestem w szczęśliwym związku 💕 Także pocieszające jest to, że mam świadomość tego, że te myśli nie do końca są moimi prawdziwymi myślami, wiem też, że odejdą na jakiś czas a później wrócą. I tak w kółko. 

Dzisiejszy dzień, choć słoneczny i całkiem ciepły, jest po prostu nie moim dniem. Przyczyniła się też do tego waga, moja wyrocznia. W urodziny trzymałam "czystą michę". W piątek zobaczyłam 54,5 kg, ale z*ebałam. W sobotę mieliśmy gości i popłynęłam... Wypiłam sporo piwa, zjadłam o wiele więcej niż jem teraz na co dzień i wczoraj pojawiło się 55,8 kg. Dziś jest 55,6 kg i rozumiem, że wpływają też na to dni płodne, ale nie potrafię sobie wybaczyć tej soboty. Jestem na siebie przeogromnie wściekła i czuję obrzydzenie. Najgorsze jest to, że ja wcale nie pochłonęłam dużych ilości jedzenia, najwięcej kalorii wleciało z piwem. Też tak macie, że jak zawalicie i pojawia się więcej na wadze to zamiast  silniejszej restrykcji czujecie silniejszą chęć jedzenia? Chora logika. 

Dzisiejszy dzień spisuję na straty. 

Trzymajcie się!

5 komentarzy:

  1. Jeszcze pare dni i waga wróci do poprzedniej nie martw sie! Pamietaj, ze nie da sie w jeden dzien zgrubnac kilograma :)
    Wiesz, chyba najważniejsze , ze probujesz tak naprawde robic cos ciekawego w swoim zyciu. Nie kontynuowalas nauki wtedy języka, ale sama jego nauka na Teneryfie(bylam,uwielbiam!) musiala byc bardzo fajnym doswiadczeniem, nie? :) bo co jakbys nie sprobowala. Tak samo z malowaniem, dobrze wlasnie poprobowac w swoim zyciu wiele, bo przynrjmniej wiesz co jest dla ciebie. Nie ważne czy to bedzie na cale zycie, tyle lat przed nami, lepiej probowac chociaz raz, doswiadczyc i nigdy wiecej nie wrocic. Jestem pewna, ze trafisz w zyciu na coś, co poczujesz tak mocno, ze bedziesz wiedzialo, ze to juz na zawsze, ze to jest to. I to moze byc nawet za 20 lat, ale nadal warto próbować:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo nie lubię określenia "słomiany zapał". Bo skąd niby mamy wiedzieć, czy coś nam się spodoba, czy nie dopóki tego nie sprawdzimy? Ja zawsze mówię sobie, że chce wypróbować 100 wersji samej siebie. Aga, która gra na pianie, która uczy się koreańskiego, która studiuje jeden kierunek, drugi kierunek, która ćwiczy. W takim próbowaniu nie ma nic złego. Racja, wyda się na to trochę kasy, ale jednak co nam zostanie w głowie, to nasze i zawsze będzie można powiedzieć "próbowałam, ale to nie dla mnie". Myślę, że to brzmi lepiej niż chciałam, ale nie miałam odwagi :)
    Bardzo wiele zależy od perspektywy z jaką patrzymy na daną rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Panna A dobrze mówi. Od siebie dodam tylko, że to super, że jesteś otwarta na nowe - nie zamykasz się w ciasnych ramach, tylko eksplorujesz nowe szlaki. Wyszło trochę poetycko, ale wierzę, że odnajdziesz tę pasję, która pochłonie Cię bez reszty i da prawdziwą satysfakcję :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, próbowanie tego właściwego, tej rzeczy, którą chcemy robić to jeszcze nic złego. Może angażowanie siebie w 100% nie środków i poczekanie na rozwój sytuacji byłoby najlepsze?
    A jeśli chodzi o jedzenie (czy tam picie) to jestem tego zdania, że jak człowiek już obsesyjnie o czymś myśli i ma na to ochotę to lepiej tą potrzebę zapewnić niż tak walczyć ze sobą. Wtedy jest tylko gorzej

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się to,co napisałaś o borderze, że jesteś w stanie go oddzielić od siebie. Ja mam z tym jeszcze problem. I powiem Ci,że też mam słomiany zapał, znajomy to śmieje mi się w twarz jak słyszy o moich nowych pomysłach. Co do Twojego pytania, skończyłam studia historyczne ze specjalizacją archiwalną i teraz właśnie aplikuję na stanowisko archiwisty. Teraz mamy prawie taką samą wagę, no ale Ty jesteś wyższa:)))

    OdpowiedzUsuń